-Doceniam to,że mnie poprosiłaś.-Mówiąc to spojrzałem na
waderę zimnie.Czyli tak jak zwykle,więc powinna być zadowolona.
Mało kogo obdarowywałem moim zimnym lecz naturalnym spojrzeniem.
Może brzmi to żałośnie,ale taki to już jestem.
-Więc mogę Ci pomóc,ALE tylko pokażę Ci miejsce polowań i zniknę.-
Powiedziałem spokojnie.Mówiąc to,że zniknę miałem znaczenie dosłowne, nie chodziło tu wcale o przenośnię.Po prostu zamierzałem zniknąć. Bez zbędnych słów ruszyłem w stronę krzaków.Wadera chyba za mną nie szła.
-Nie zamierzam czekać.-Dodałem po chwili.Zaraz po moich słowach wyraźnie poczułem czyjąś obecność bez odwracania się.Biegliśmy w milczeniu. Koniec końców dotarliśmy nad Góry Kwiecia.Było tam mnóstwo zwierzyny. To fakt,lecz ów zwierzyna reagowała na najmniejszy bodziec.Co za tym idzie upolowanie jej graniczy z cudem.No co?Zaprowadziłem w miejsce polowań?Tak.Więc to czy coś nawinie się jej na ząb czy też nie to nie moja sprawka.Tak jak obiecałem tak to też zrobiłem.W ułamku sekundy zmaterializowałem się w jaskini.Westchnąłem głośno po czym zacząłem czytać książki.Miałem szczerą nadzieję iż nie natknę się już na ów waderę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz