Kiedy basior ganił mnie za moje zachowanie,czułam się jakby to robił ojciec.Miałam ochotę podkulić ogon i zacząć skomleć.Czułam się winna.Belligerent ruszył w stronę watahy,a ja zostałam sama na tym drzewie.Usiadłam i zaczęłam myśleć.Może faktycznie przesadziłam?Jednak on też nie był bez winy...Postanowiłam pójść do niego i go przeprosić.Zeskoczyłam z drzewa i skończyło się to na wylądowaniu w krzakach.Byłam cała podrapana.Wstałam i lekko chwiejnym krokiem ruszyłam do jego jaskini.Nagle stanęłam w miejscu.A może powinnam mu coś dać?Tylko co?Zrezygnowałam z tego pomysłu.Ponownie zaczęłam iść.Tuż przed wejściem zaczęłam się wahać.Gdyby chciał oderwać mi głowę,to zrobiłby to już dawno,prawda?Potrząsnęłam głową by odgonić od siebie złe myśli.
-Jesteś tutaj?Słucha no...Ja...Przepraszam.Nie powinnam zachowywać się tak w stosunku do alfy.-pochyliłam z szacunkiem głowę.Nie chcę mieć z nim na pieńku.Mogło by się to źle skończyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz